Agata Kulik
("Projektor" - 3/2015)
Inscenizacja
wielkiego dramatu Juliusza Słowackiego w reżyserii Piotra Szczerskiego, to
ostatnia w tym sezonie premiera w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.
„Kordian” bierze udział w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury
Polskiej „Klasyka Żywa”, realizowanym dla uczczenia przypadającego w 2015 r.
jubileuszu 250-lecia teatru publicznego w Polsce.
–
To adaptacja „Kordiana” na miarę naszych czasów. Spektakl jest bolesny… do
bólu, rzec by się chciało – mówi reżyser. W założeniach dyrektora teatru to
przedstawienie-diagnoza naszego kraju, który od kilkuset lat, ciągle wpada w
wir historii. Wedle Piotra Szczerskiego, w naszym, na pozór wolnym państwie
panuje ciągłe zniewolenie, mające swe źródła jeszcze w komunizmie. Reżyser
„Kordian” stawia przed widzem proste pytanie: uległość czy niepodległość?
W
foyer witają gości słowa piosenki Marii Peszek „Sorry Polsko”. Reżyser swoim
przedstawieniem chce wejść z jej opinią w polemikę. – Będzie pięknie zobaczyć,
choć garstkę młodych ludzi (no może nie tylko młodych!) wstydzących się
pokolenia ciepłej wody z kranu, wstydzących się głosu Marii Peszek: „Sorry
Polsko, (…) Nie oddałabym ci Polsko, ani jednej kropli krwi”. Sorry Mario,
myślę, że są jeszcze ludzie, którzy wyznają inne wartości, dla których Polska
znaczy coś zupełnie innego – mówi Szczerski.
„Kordian”
dzieje się w Polsce, która jest przedstawiona jako szpital psychiatryczny. Co
prawda jest on otwarty, bo przecież możemy z niego uciec (jak miliony Polaków
na emigrację). „Kordian 2015” (jak nazywa go często reżyser) skupia się na
części dramatu zwanej „Przygotowaniem”, w której diabły stwarzają nowych
przywódców dla naszego kraju oraz na koronacji Cara i buncie Kordiana przeciw
niemu. Diabły, to u Szczerskiego goci (nie germańskie plemię, ale reprezentanci
współczesnego stylu gotyckiego w muzyce i literaturze – red.) w glanach z
demonicznym makijażem. Śpiewając swe zaklęcia do muzyki Zygmunta Koniecznego,
mieszają w wielkim saganie pastorałami ozdobionymi pentagramem. Kocioł zaś
przypomina wrak rządowego TU-154. Jedną z ładniejszych wizualnie scen
przedstawienia są „narodziny” Kordiana, który wychodzi z kotła, niczym ze
skorupki jaja, rozwalając „wrak samolotu” na części. Niestety tytułowa postać
(grana przez Mateusza Rzeźniczaka) została w tym spektaklu przyćmiona przez
doskonale zagranego Wielkiego Księcia Konstantego (znakomity Krzysztof
Grabowski) oraz Cara – Wojciech Niemczyk – który u Szczerskiego – w dobrze
skrojonym garniturze i przylizanych na żel włosach przypomina Putina. Scena, w
której Car rozmawia z Księciem, to moim zdaniem najlepszy aktorsko fragment w
całym spektaklu.
W
„Kordianie” Piotr Szczerski użył także technik audiowizualnych. Wyświetlane są
sceny m.in. mordu żołnierzy polskich w Katyniu, ubranych w barwy narodowe
kibiców czy koronacja Cara przez biskupa – Szatana. W spektaklu reżyser
uwypukla również narodowe problemy Polaków na przestrzeni wieków. Zobaczyliśmy
więc, oprócz Katynia, wątek Powstania Warszawskiego, do którego klęski
przyczynili się Rosjanie. Szczerski oskarża też polityków z pierwszych stron
gazet: m.in. Donalda Tuska, Ewę Kopacz, Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha
Wałęsę. Jeżeli przedstawienie miało być współczesne, to z pewnością odwołania
do współczesności w nim były, choć dla mnie to raczej osobiste rozliczenia
reżysera i jego pokolenia z przeszłością. Oczywiście jest patriotycznie, ale i
bardzo politycznie.
Obywatele-mieszkańcy
„psychiatryka” walczą drewnianymi mieczykami z duchami (?), zamiast z tym, co
zabija ich naprawdę. Są manipulowani przez władzę i media (m.in. „Gazetę
Wyborczą”) i nie mają odwagi by zabić Cara – uosobienie niewoli. Jedynie
Kordian, w piłkarskiej koszulce bramkarza z godłem Polski, stara się kraj
godnie bronić. Ostatnia scena, w której Dawid Żłobiński w roli Szatana nagrywa
kamerą publiczność, jednocześnie wyświetlając „na żywo” jej obraz (zabieg
znany, choćby z przedstawienia „Persona. Marilyn” Krystiana Lupy) czyni ją –
tym samym – współodpowiedzialną za obecny stan naszego kraju. Szczerski gani
nihilizm i marazm społeczeństwa.
Scenografia
w spektaklu, którą zaprojektował Jerzy Sitarz jest – w formie – bardzo prosta.
Składa się na nią stelaż przypominający więzienne kraty, z których, z wysokości
– na zniewolony naród – patrzy Car. Kostiumy łączą w sobie współczesność ze
strojem z epoki, co dodatkowo podkreśla historyczną ciągłość zniewolenia (w
różnej postaci) Polski.
Dla
mnie osobiście spektakl jest trochę zbyt oczywisty i dosłowny (np. goci w roli
diabłów). Natomiast z pewnością ma jasny i czytelny przekaz. Być może o to
właśnie Piotrowi Szczerskiemu chodziło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz