Paulina Drozdowska
("Projektor" - 4/2014)
Eva Rysova zrealizowała w tym
sezonie, w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach jedną z części dyptyku
dramatycznego Mateusza Pakuły w spektaklu zatytułowanym „Twardy gnat, martwy
świat”. Już drugi tekst tego autora wystawiany na deskach kieleckiej sceny, to
nie przypadek. Ceniony przez publikę i „środowisko” Pakuła staje się gwarantem
udanego, a na pewno interesującego przedstawienia.
Pochodzi z Kielc. Tu dorastał i
stawiał pierwsze kroki w pisarstwie. Bawił się w poezję, ale jak sam przyznaje
– to był tylko etap. Kształcił się w Liceum im. Stefana Żeromskiego, by po
latach wrócić do innej kieleckiej instytucji niosącej imię tego patrona – do
teatru, jako dramaturg i dramatopisarz (ale mało kto wie, czym to się różni
– pisze Pakuła w „Białym Dmuchawcu”). Ten sezon teatralny zakończył się
dla niego nagrodą, na którą czekał. Wcześniej nominowany już czterokrotnie. W
tym roku wykrzyknął „nareszcie” i odebrał Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną za
„Smutki tropików”.
Pakuła jest autorem trzech
wydanych tomów dramatów, dwukrotnym finalistą Ogólnopolskiego Konkursu na
Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej – za „Białego Dmuchawca” i „Konrada
Maszynę”. Jest także laureatem wielu innych nagród. Każda niemal sztuka okazuje
się sukcesem. Jego teksty znajdują realizacje sceniczne w teatrach rozsianych
po całej Polsce, m.in. w Kielcach, Krakowie, Wrocławiu. Współpracuje z młodymi
reżyserami, wśród nich: Eva Rysova, Julia Mark, Weronika Szczawińska, Paweł Świątek
czy Bartosz Szydłowski. Pakuła jest autorem niekonwencjonalnym, odważnym,
oryginalnym. Potrafi na przykład publicznie przyznać, że jeden z utworów
napisał z kilkuletnim bratem Marcinem Pakułą.
Pisarz jest aktualnie jednym z
najbardziej liczących się w Polsce dramaturgów, rozchwytywanym przez młodych
twórców teatralnych. Każdy z jego utworów jest niepowtarzalną, odrębną
całością. Chciałabym powiedzieć genialną, to chyba nie nadużycie, bo te dramaty
czyta się niczym bestsellery, które mają sprawiać, że nie można się od nich
oderwać. Należy jednocześnie zauważyć, że teksty tworzą całość. Bez trudu można
rozpoznać ich autora.
Pakuła układa swoje dramaty z
różnorodnych tekstów kultury. W tym komponowaniu jest tak wiele inwencji, że
można by pomyśleć, że to utwory pisane od nowa, tymczasem to rozmyślne kolaże.
Pakuła sięga po dorobek kultury wysokiej i „śmietnik” kultury popularnej. Mocno
posiłkuje się kinem. Jak sam mówi, wcale nie chodzi o sięganie po kody, które
są nie do odczytania. To nie te czasy. Jego teksty są współczesne, zdarzają się
wątki biograficzne („Biały dmuchawiec”, „Twardy gnat, martwy świat”). Są
uporządkowanymi strukturami, przeważnie podzielonymi na części, a nie na akty
(„Mój niepokój ma przy sobie broń”). Co ciekawe, raczej rezygnuje z przecinków.
Ale nie z didaskaliów – dialogi i monologi na kształt uwspółcześnionych
„monologów Kordiana” są najważniejsze, ale tekst poboczny także się liczy.
Dramaturg uważa, że reżyser nie powinien ich lekceważyć, choć nie wymaga, od
twórców, z którymi pracuje sztywnego trzymania się litery tekstu.
Jego utwory są pełne ironii,
czarnego humoru, groteski. To rzuca się w oczy najszybciej podczas czytania
dramatów Pakuły. Drugą sprawą jest tajemnica, którą zawierają – życie, próba
jego metafory, a nie opisu. Codzienność z jej problemami, choć mam wrażenie,
bardziej widoczny jest tu jej transgresyjny charakter. Przekroczenia, które
człowiek musi przeżywać, w związku z codzienną egzystencją, albo których
przyjąć nie chce i je odrzuca („Miki mister DJ”). W ogóle teksty Pakuły mają
filozoficzność zawoalowaną czarnym humorem. Pakuła lubuje się w zbrodniach,
okropnościach i okrucieństwie ludzkiej natury. Bywa obrzydliwy i dosadny (Wyspa
Hibakusza w „Moim...”). Nie tylko, gdy pokazuje do czego zdolny potrafi być człowiek
w skrajnych sytuacjach, ale i w codzienności. Humor tworzy poczucie dystansu,
ale widać wrażliwość autora na wiele problemów – tych mogących się wydawać
odległymi, globalnymi i na osobiste dramaty. Pakuła szuka nowego języka, którym
mógłby wyrazić emocje – deklaruje przy tworzeniu „Mojego...”, pierwszej jego
sztuki wystawianej w Kielcach.. Jakby za Lacanem uważał, że to, co nie nazwane,
nie istnieje.
Pakuła jest młody, „żyjący”
jeszcze wiele napisze, oby nie „ustąpił miejsca innym”, jak zapowiedział po
otrzymaniu wyróżnienia w Gdyni. I oby pojawiał się w Kielcach, by tu pracować i
odbierać laury, jak podczas finału plebiscytu o Dziką Różę, gdzie między innymi
wystąpił, by zgarnąć nagrodę w imieniu babci swojego synka. Może kiedyś ułożą
dramat wspólnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz