Agata Kulik
("Projektor" - 2/2014)
„Twardy gnat, martwy świat” to kolejny spektakl w
kieleckim Teatrze im. S. Żeromskiego spod znaku młodego, zdolnego pokolenia,
które coraz więcej w teatrze (i nie tylko) ma do powiedzenia.
Spektakl Evy Rysovej według scenariusza Mateusza
Pakuły, to opowieść o współczesnym Hiobie, o grze, którą prowadzi ktoś na
górze, o walce między dobrem a złem.
Tekst napisany jest w konwencji bad writing (pisarska
odmiana bad painting) czyli świadomego wykorzystania złej literatury do
stworzenia dobrej sztuki. W tym przypadku na warsztat poszła powieść „Ten,
który sprzeciwił się szatanowi” Marcina Obuchowskiego. Zresztą Pakuła sam w
swoim dramacie nazywa się księciem złodziei i – jak będziemy mogli zauważyć –
ukradł „coś” nie tylko Obuchowskiemu. Jednym słowem Mateusz bierze kiczowate
„świąteczne swetry” pruje i splata z nich niezłą designerską makatkę.
Przedstawienie podzielone jest na dwie części.
Pierwsza przedstawia dzieje Klopsa (Andrzej Plata), druga to talk-show, w
którym awatar Mateusza Pakuły (Dawid Żłobiński) spotyka się z okradzionym
autorem tekstu (Wojciech Niemczyk).
Bohater tej sztuki Czlowień-Hans Klops, to postać
niczym z american dream: piękna żona, idealne dzieci, dobra praca. Wspólnie z
rodziną chodzi do kościoła, rozmyśla o kosmosie i modli się o pokój na świecie.
W idylliczność wkrada się jednak pewien strach. Nasz wspaniały bohater zaczyna
tracić po kolei to, co posiada, a wszystko to odbywa się w konwencji tanich
opowieści fantasy i filmów akcji klasy B, którymi nie pogardziłby pewnie sam
Tarantino. Cały spektakl to potężna dawka humoru, dzięki której niemal
niezauważenie dociera do nas gorzkie i nurtujące podświadomie pytanie: jak to w
sumie w tym naszym życiu jest? Czy istnieje jakaś siła, która nadaje tej walce
sens? Czy przypadkiem nie rządzi nami szatańska Marchew (Zuzanna Skolias) do
spółki z Pieczarką (Antonis Skolias). Czy wszystko to tylko gra, w której
jesteśmy ludzikami/pionkami z papier-mâché stworzonymi i porozstawianymi w
foyer przez scenografkę Justynę Elminowską (odniesienie do twórczości Isaaca Cordala).
Te małe ludki wpisały się niespodziewanie dobrze w tematykę spektaklu bowiem
oprócz przewidzianego dla nich znaczenia, życie (?) napisało dla nich dodatkowy
scenariusz. Zostały bowiem po premierze szybko i bezprawnie przywłaszczone.
Prawdopodobnie przez nowych „bogów”, teraz oni postawią je sobie na półce w
salonie i każą im stać tam do czasu, aż się nimi nie znudzą.
„Twardy gnat, martwy świat” to opowieść o współczesnym
społeczeństwie, które tak naprawdę dąży do wspaniałego, papierowego życia superbohatera
Hansa, prawie Klossa. Zapomina jednak o tych najważniejszych pytaniach,
fundamentalnych przecież dla naszego jestestwa.
Śmiejemy się, czując się bezpiecznie na widowni, jak
Klops w swoim różowym życiu, lecz nas również dotyczy ten jego, wydawałoby się,
irracjonalny strach. Pakuła i Rysová konfrontują nas z rzeczami ostatecznymi,
bezwarunkowo nas dotyczącymi. Z egzystencjalnymi pytaniami, które obdzierają
nas z bezpiecznych codziennych masek. Pakuła obnaża nasze spojrzenie na świat.
Każda z opisanych w sztuce postaci to jakby klisza, która jednak doskonale
odsłania stereotypową postać: lekarza, prezenterki itd.
W spektaklu znajdziemy zabawę konwencjami i stylistyką
na poziomie językowym (językowa gra to przecież znak rozpoznawczy Pakuły) jaki
wizualno-aktorskim. Mamy tu stand-up, pastisz, teatr w teatrze, a nawet
nawiązywanie do przypadkowych wydarzeń za oknem (demonstracja). Mnóstwo
niuansów językowo-semantycznych, odniesień do szeroko pojętej kultury, sprawia,
że „Twardy gnat, martwy świat” to spektakl niezwykle bogaty w warstwie
znaczeniowej.
Na uwagę zasługuje wspaniała gra Andrzeja Platy –
wreszcie dostał chyba rolę. w której w pełni mógł zaprezentować swój kunszt
aktorski i rewelacyjna Zuzanny Skolias jako szatańskiej Marchewki/Prezenterki.
Całość została okraszona muzyką na żywo rodzeństwa Skoliasów. Genialna,
konsekwentna reżyseria Evy Rysovej sprawia, że całość jest dobrze dopracowana,
a wszystkie smaczki językowo-znaczeniowe odpowiednio wyeksponowane.
Justyna Elminowska zaprojektowała scenografię na wzór
wnętrza lodówki, z plastikowymi pojemnikami, w których przechowywana jest
Marchewka i Pieczarka, gdzieś obok stoi śmietanka do kawy, na półce wyżej leży
pomidor. Lodówka to obraz współczesnego społeczeństwa, pełnego świeżych,
pięknych, ale przecież martwych (bez duszy, egzystencjalnie zahibernowanych)
produktów. Scenografia przypomina też miejsce eksperymentu, studium jednostki,
którą oglądamy na tle białych ścian. Całość dopełnia świetnie dopasowana gra
świateł, za które odpowiada Mateusz Wajda. Wszystko to, stwarza naprawdę
rewelacyjną całość, którą warto zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz