Agnieszka Kozłowska-Piasta
("Projektor" - 4/2014)
Duzi wiedzą, co znaczy mieć dobrego przyjaciela. Często –
niestety – wiedzą także, co dzieje się, gdy przyjaciel zdradzi, oszuka czy
odejdzie. Mali na tę wiedzę muszą poczekać. Choć szkolne znajomości często
przetrwają wiele lat, to codzienność tych przyjaźni jest czasami bardzo
burzliwa.
![]() |
Fot. Bartek Warzecha |
– Już jej nie lubię. Teraz siedzę z Zuzią, Marysią,
Jankiem. Bo ona powiedziała… – takie relacje ze szkolnych ław rodzice słyszą
dosyć często. Równie często i szybko okazuje się, że to już nieaktualne.
Najnowsza i ostatnia premiera sezonu w kieleckim teatrze Kubuś „Kukuryku na patyku,
czyli o dwóch takich” pozwala małym widzom popatrzeć z boku na taką dobrą, lecz
burzliwą znajomość.
W iście europejskiej sztuce, bo napisanej przez Niemca
Paula Maara, wyreżyserowanej przez Węgra Andrása Veresa, a zagranej przez
kieleckich aktorów, nie ma fajerwerków. Kameralny nastrój – tylko trzech
aktorów, skromna, choć niezwykle pobudzająca wyobraźnię scenografia – ściana
brązowych kartonowych pudeł i pudełek – trochę ryzykownie, jak na współczesną
nieletnią widownię.
Cała opowieść to rozmowy dwójki ciekawych, trochę
nierzeczywistych bohaterów – Kminka i Dezyderiusza. Nie wiemy dobrze kim są –
klaunami, małymi zagubionymi w magazynie chłopcami, duszkami, stworkami czy
może bezdomnymi mieszkającymi w dwóch ogromnych kartonach. Dezyderiusz (w tej roli
Zdzisław Reczyński) jest zasadniczy, porządnicki, zarozumiały i przekonany o
swojej wyższości nad Kminkiem (Małgorzata Sielska). Kmin to mały spryciarz,
może nieco mniej rozgarnięty, ale za to z bujną i niczym nieograniczoną
wyobraźnią. Obaj spędzają dnie na dziwnych zabawach, przepychankach i niestety
– wzajemnym ubliżaniu sobie. Są dla siebie świniami, wielbłądami, krokodylami,
obrażają się na siebie, co chwilę, ale widać, że bez siebie żyć nie mogą.
Paplają jak najęci i wszędzie ich pełno.
Ich wzajemna symbioza ulega zakłóceniu, gdy na sceną
wkracza obcy przybysz – ni to żołnierz, ni to robot (Andrzej Matysiak). Ma coś,
czego nie mają nasi chłopcy – bęben zrobiony z pustej beczki i na dodatek
potrafi maszerować. Chłopcy prześcigają się w pomysłach, jak przypodobać się
obcemu, a ten doskonale wie, jak ich podejść. Każdemu z nich mówi dokładnie to,
co chcą usłyszeć. Mami i kusi, buntując Kminka i Dezyderiusza przeciwko sobie.
Obaj dostają to, o czym marzą – beczkowy bęben i darmowe lekcje maszerowania. Płacą
jednak za to wysoką cenę. Dobosz jest zwykłym złodziejem, który wykorzystując
ich niesnaski, kradnie im dwa wspaniałe kartony-skrzynie – ich mieszkania. Na
szczęście – dzięki przyjaźni – Kminek i Dezyderiusz znajdują wyjście i z tej
sytuacji, a Dobosz już nigdy im nie zagrozi.
Przedstawienie dzieje się w planie aktorskim. Sztuka
nie oszałamia grą świateł, nowoczesną muzyką czy magicznymi teatralnymi
sztuczkami, a opiera się jedynie na dialogach, więc to na aktorach spoczywa
najtrudniejsze zadanie i trzeba przyznać, że naprawdę nieźle poradzili sobie z
tym zadaniem.
Bo jak inaczej opowiedzieć dzieciom o meandrach uczuć,
kolorach sympatii, nastrojach i emocjach? A temu właśnie dedykowane jest
„Kukuryku”. Tu nie ma miłości po grób, jednowymiarowej szlachetności,
niewinności czy zła. Kminek i Dezyderiusz paplają jak najęci, obrażają się i
przepraszają, są na siebie źli, wkurzeni, zazdrośni. Gdy odkryją oszustwo
Dobosza – jest im przykro, źle, mają wyrzuty sumienia i przepraszają się
nawzajem. Wydawałoby się, że wychowane w kulturze obrazkowej dzieciaki znudzą
się tą ciągłą gadaniną. Tak jednak nie jest. Z uwagą śledzą przepychanki
bohaterów, a co lepsze powiedzonka – jak moi ośmiolatkowie – powtarzają do
znudzenia długo po wyjściu z teatru. Czy wyciągną wnioski, że nie warto się
czubić i że razem zawsze raźniej? Miejmy nadzieję, że tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz